Danie z cyklu "Rybko, rybko, żeby mnie nic nie bolało..." :) Powinnam jeść więcek ryb. Wiem o tym. Jest to jedno z moich przyrzeczeń noworocznych. Dlatego dziś rybka po indysku, a dokładnie filet w sosie indyjskim.
Ukłony należą się hotelowi Sheraton, gdzie takową rybkę dostaniemy, a przepis znalazłam w bardzo interesującym magazynie "Podróże" (podróze to moje drugie hobby - czemu nie połączyć dwóch w jedno? :)
Sos jest kosmiczny. Jest słodko-łagodno-ostry. Łagodności dają mu pomidory, słodkości cynamon a ostrości curry i czosnek. Jest bardzo dobry. Panu Wojtkowi smakował i na dowód wylizał talerz, ale ciii...przeciez tak się nie robi ;-)
Składniki:
- tilapia 4 filety (w oryginale był merlin, może także być flądra, okoń)
- limonka 2 szt (może być cytryna)
Sos curry:
- cebula 2 szt
- pomidor 3 szt (ja wzięłam pokrojone pomidory z puszki)
- pasta curry 1/2 łyżeczki (użyłam garam masala bardzo ostrej)
- kora cynamonowa 1 szt (zastąpiłam mielonym cynamonem)
- anyz 2 gwiazdki
- czosnek 1 szt
- kardamon 2 szt
- sól
- pieprz
Wykonanie:
1. Filet marynujemy w limonce, doprawiamy solą i pieprzem (polecam pieprz cytrynowy). I tutaj mamy rózne możliwości. Rybkę można gotować na parze, grillować albo podsmazyc na patelni, jak zrobiłam ja. Panuje tu pełna dowolność. Najważniejszy jest sos :)
2. Sos indyjski curry przygotowujemy z cebuli i pomidorów pokrojonych w kostkę, podsmażamy, dodajemy pół łyzeczki pasty curry, rozgnieciony czosnek, cynamon (bardzo wazny!), 2 gwiazdki anyzku, 2 nasiona kardamonu (dokładnie to te kuleczki z 2 nasionek :), sól i pieprz. Mieszamy i podlewamy delikatnie bulionem (pół szklanki max, nie za duzo).
3. Rybę podajemy z ryzem (ja zrezygnowałam w ramach diety). Suchy ryz mieszamy z oliwą z oliwek i gotujemy na małym ogniu w proporcji szklanka ryżu na półtorej szklanki wrzątku. Wychodzi pyszny i sypki.
4. Rybę układamy na sosie curry.
Smacznego!